piątek, 14 lutego 2014

Przypomnij sobie

Tak, to byłaś ty.
5-6 razy w tygodniu w siłowni, na zajęciach fitness. W basenie, na szlaku rowerowym.
Odmawiałaś piwka w knajpie, nie przedłużałaś spotkania z przyjacielem, bo miałaś zaplanowany trening. Trening był świętością, twoje ciało świątynią. Pamiętasz? Pamiętasz, jaka byłaś zdrowa, silna, szczęśliwa? Pamiętasz, jakie miałaś świetne nogi? Pamiętasz odcień swojej skóry?

Zupełnie nie ma znaczenia, że to było 10 lat temu, 30 kilo temu. Nie ważne, jak jest teraz. Ważne, że wiesz, że możesz. Byłaś tam i chcesz tam wrócić. Ważne, żebyś na chwilkę tam wróciła, przypomniała sobie o całej tej radości, jaką dawał ci sport. Złap to i trzymaj się tego.

Tak właśnie zrobię. Wrócę tam, gdzie byłam wtedy. Do dobrej, zdrowej, czystej, prostej żywności. Do sportu. Do genialnej organizacji. Do jędrnego, silnego, samoświadomego swej mocy ciała.

Za kilka miesięcy to, co teraz jest wyzwaniem, będzie oczywistością, punktem w planie dnia. Żelaznym. Istotnym.

Za kilka miesięcy spalony tłuszcz odsłoni moje mięśnie. I wtedy zacznie być fajosko!
Dziś 14 lutego, dzień zakochanych. To mój prezent dla siebie. Dla osoby, którą kocham najbardziej.

Zrzucę nadwagę. Będę jadła dobrze, będę ćwiczyć. Codziennie, lub co drugi dzień.

Wyzwanie na resztę lutego:


  • Zero słodyczy, słodkich napojów
  • Jedzenie co 3-4 godziny
  • woda
  • 1 lewel 30 days shred
  • Uruchomienie orbitreka

To mój świat. Ja jestem tu twórcą i tworzywem. Mogę wszystko. I zrobię wszystko.

Do moich urodzin prawie równo pół roku. Załóżmy, że moją wagą docelową będzie ta, z którą najlepiej się czułam w czasie, gdy trenowałam: 65 kg. Mam zatem 26 kg do zgubienia. Idealnie wychodzi 1 kg. Na tydzień. Nie będę jednak obsesyjnie pilnować spadków wagi. Chcę ćwiczyć, chcę być fit, chcę czuć się lepiej. To jest mój cel. Ale te obliczenia to ważny punkt zaczepienia dla mojej motywacji. MOGĘ wejść w kolejny rok życia z wagą i ciałem bliską ideału.
Skoro mogę, to to zrobię.



1 komentarz: